niedziela, 26 stycznia 2014

Prolog I : Zanim rozpętało się piekło.

      
        Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy po raz kolejny pchnęła swojego przeciwnika. Jej towarzysz zrezygnowany zdjął maskę i machnął ręką prosząc o przerwę. Dziewczyna uczyniła to samo.
- Czyżbyś nie nadążał? - stanęła obok, z pewnością siebie, malującą się na jej twarzy.
- Masz zaledwie 16 lat, a technikę zawodowego szermierza - mężczyzna posłał jej ciepły uśmiech.
Odpowiedziała tym samym. Usiadła obok nauczyciela, kładąc szablę przy nogach, po czym skierowała wzrok na obdartą ścianę, jakby oczekiwała, że pojawi się na niej coś ciekawego.
- Myślisz, że poczyniłam postępy?
- Bardzo duże. Nigdy nie trenowałem osoby, piekielnie zdolnej i tak pracowitej jednocześnie.
Spojrzała na niego z iskierkami radości w oczach, które dojrzał po raz pierwszy od początku ich znajomości. Bardzo dobrze pamiętał, jak przyszła na pierwszy trening, przyprowadzona przez jego znajomego - Roberta Singera. Nigdy nie uczył szermierki dziewczyny, ale uczynił wyjątek ze względu na dług jaki miał względem Bobby'ego - w końcu dzięki niemu, nadal żył. Dziewczyna miała wtedy jakieś 6 lat, co było kolejnym powodem do wątpliwości w nauczaniu jej władania szablą, ale nie to było zastanawiające. Dziwactwo jej polegało na tym, że nigdy nie okazywała radości. Owszem po kilku miesiącach dostrzegał na jej twarzy uśmiech, ale nie był on symbolem beztroskiego szczęścia, lecz ironii i pewności siebie. Nie często miał sposobność oglądania sześciolatki, która znała ironię. Największe jednak zdumienie przeżył, kiedy zobaczył jak doskonale dziewczynka radzi sobie z bronią, mimo, że nigdy jej nie miała w dłoni, ale jedno było pewne - szermierkę miała we krwi. Otrząsł się ze wspomnień, które nawiedziły jego umysł. Spojrzał na podopieczną, która zdążyła wydorośleć w przeciągu 10 lat, po czym wstał z podłogi.
- Koniec lenistwa. Zobaczmy na co cię stać.
Nie odpowiedziała. Kolejną jej zaskakującą cechą charakteru było milczenie i chęci do działania.

* * *
     Poprawiając, zmierzwione od wiatru, włosy, wkroczyła do salonu. Był jednak pusty. Zajrzała do kuchni, tutaj również nikogo nie było. Nalała sobie do szklanki sok, zauważając opróżnioną butelkę piwa. Prychnęła. Nienawidziła, gdy Bobby pił. Tracił wtedy czujność. Weszła z powrotem do salonu, słysząc głosy dochodzące zza drzwi. Podeszła bliżej uważnie nasłuchując.
- John, zaczynasz przesadzać...
- Nie mogę tak łatwo się poddać, jestem coraz bliżej. W dodatku trafiłem na nowe poszlaki.
- Jakie? - głos Bobby'ego był już wyraźnie poirytowany.
- Pamiętasz tajemniczy pożar w domu Evans'ów? Szukając żółtookiego, trafiłem na demona, który miał trochę w tym temacie do powiedzenia. Mam kilka namiarów, trzeba to sprawdzić, może akurat rozwiąże sprawę i dorwę tego, kto za tym stał - rozmówca Singera, nie zważał na jego ton.
- Myślisz, ze mówił prawdę? John, dobrze wiesz jakimi sukinsynami są, prędzej wpakują cię w pułapkę niż wyjawią prawdę.
- Wiem to doskonale. Jestem jednak pewny, że warto to sprawdzić. Wykorzystałem kilka sprawdzonych metod i nie sądzę, żeby go to nie przekonało. Potrzebuję kilka dni i w związku z tym, mam do ciebie prośbę.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? - dziewczyna mogła przysiąść, że w tej chwili Bobby skinął głową ze zwątpieniem.
- Chciałbym cię prosić, żebyś zajął się przez kilka dni chłopcami. Ta wyprawa jest zbyt niebezpieczna, żebym ich narażał. Wiem, że ty też masz kupę roboty, ale chcę, żeby zostali w bezpiecznym miejscu, szczególnie Sam, czuję, że żółtooki demon ma względem niego ogromne plany.
Bobby, coś odpowiedział, ale ona już nie słuchał. Cichutko, tak żeby nie usłyszeli, odeszła od drzwi. Zacisnęła zęby, żeby nie krzyknąć, kiedy nie zważając kopnęła nogą w stół. Jednak huk spadających książek wywołał mężczyzn z pokoju. Zrobiła swoją przepraszającą minę i zaczęła zbierać książki.
- Jak było? - Bobby uśmiechnął się, udając, że przed chwilą nie rozmawiali o niczym ważnym.
- Dobrze, Arthur powiedział, że idzie mi coraz lepiej. Dzień dobry - ostatnie słowa skierowała do Johna, tak jakby dopiero go zauważyła.
- Dzień dobry - mężczyzna spojrzał na nią badawczo.
- To ja pójdę do kuchni, zrobić coś do jedzenia - uśmiechnęła się nieśmiało i nie czekając na odpowiedź zniknęła za drzwiami.
- Myślisz, że słyszała? - Robert spojrzał na znajomego.
- Jestem tego pewien - odpowiedział Winchester, ze zmarszczonym w zadumie czołem.

* * *
        Był strasznie zirytowany. Po raz kolejny ojciec wyruszał na wyprawę, zostawiając ich dwóch z Bobbym. Mimo, że bardzo go lubili, to woleliby, aby to ojciec obdarzył ich opieką, a nie ciągle zmieniał miejsce zamieszkania. Chłopak jednak dobrze wiedział, że tak musi być. Rozumiał ból ojca po stracie matki, sam również go czuł. Nie chciał jednak siedzieć bezczynnie i czekać, aż ojciec załatwi to coś. Chciał mu pomóc, pragnął patrzeć jak ginie bestia, która zniszczyła jego rodzinę. Spojrzał na domostwo Singera, w oknie zauważył postać, dobrze mu znanej, dziewczyny. Wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się do niej najbardziej zjadliwym uśmiechem, jak był w stanie wywołać na twarzy. Był pewny, że w tym momencie prychnęła, niczym najeżona kotka, po czym zniknęła. 
- Cześć Sam, cześć dupku - to były pierwsze słowa jakie wypowiedziała, gdy tylko przekroczyli próg salonu. 
- Cześć Kitty - odpowiedział jej, używając przezwisko, które nadał jej gdy mieli po 8 lat. 
- Katherine! Dean! - fuknął Bobby - Nie zaczynajcie. 
- Jasne, jasne - uśmiechnęła się, ale to nie był uśmiech radości tylko grymas maskujący wściekłość.
Gdy wymijała chłopaków w drzwiach, potargała dłonią włosy Sama i puściła do niego oko. Chłopiec niewiele się odzywał, ale zawsze lubiła go bardziej od Deana. Tymczasem starszy z braci Winchester, rozwalił się na kanapie i zamknął oczy z błogim uśmiechem. Bobby i Sam spojrzeli po sobie, Singer westchnął głęboko. 
- Zapowiada się sympatyczny i bardzo długi weekend - uśmiechnął się najmłodszy Winchester.
- Żebyś wiedział, chłopcze, żebyś wiedział. 







_________________________________________________________________________________
Przede wszystkim, pragnę serdecznie powitać wszystkich czytelników. Trochę wybiegłam w przyszłość., gdyż szczerze mówiąc, to opowiadania miało ruszyć dopiero po zakończeniu Kapciuszka, no ale nic. Zacznę szybciej. o do rozdziałów, to od razu zapowiadam, że szybko się pojawiać nie będą. Dopiero jak skończę poprzednią historię, to w pełni oddam się pracy nad tym blogiem. Mam nadzieję, że spodoba się Wam, to co zaczęłam. Pozdrawiam.